...Wstecz/

autor chyba nieznzny
ZUCH MÓWI PRAWDĘ

     IIIc była najgorszą klasą w całej szkole. Jeżeli gdzieś były połamane krzesła - wiadomo III c, jeśli któryś z nauczycieli chodził z dziurą w spodniach, to wypadek zdarzył się na pewno podczas lekcji z tą właśnie klasą. Nic znaczy to, że wszystkie dzieciaki były niedobre, ale opinię urabiali ci najgorsi. To oni psocili, a za ich psoty odpowiadali wszyscy -część w imię solidarności z kolegami, a część z powodu niepisanego zwyczaju w kodeksie honorowego postępowania dziatwy szkolnej –nie skarżyć. Aż nadszedł czarny dzień w życiu klasy. Za dwa dni rozpoczynały się ferie świąteczne i dzieci ubierały w klasie choinka. Drzewko sięgało prawie do sufitu i trzeba było przynieść od pani woźnej drabinę malarską, aby pozawieszać świecidełka na górnych gałązkach. Do tej odpowiedzialnej czynności zgłosił się jeden z największych klasowych dowcipnisiów. Strojenie choinki przebiegało sprawnie i spokojnie do chwili, kiedy pani nauczycielka nic została wywołana do telefonu. Spokój zniknął wraz z panią. Dwóch chłopców podbiegło do drabiny i zaczęło potrząsać niczym drzewem śliwkowym przy akompaniamencie śmiechów i wrzasków innych dzieci. Wreszcie stało się to najgorsze. Stojący na najwyższym szczeblu drabiny chłopak runął wprost na drzewko a to upadło na ławki. Z brzękiem posypało się po podłodze szkło z rozbitych bombek. Zrobił się nieopisany bałagan. W tym momencie do klasy wróciła pani. Można sobie wyobrazić jej zdumienie, kiedy zobaczyła ten widok. Szczęściem chłopcu nic złego, poza lekkim potłuczeniem, się nie stało. Najbardziej poszkodowana była choinka. Zaległo głuche milczenie. Na pytanie pani, jak do tego doszła, posypali się lawina odpowiedzi. A to, że drabina się sama przewróciła, że drzewko wyskoczyło z krzyżaka, a to wreszcie, że chłopak niezdara, nic powinien się zgłaszać. Pod gradem zarzutów potłuczony nieszczęśnik zaczął płakać, ale nic na swoją obronę nie powiedział, Przecież nic mógł skarżyć na kolegów. Doskonale wiedział, że wydarzenia przedstawione przez klasę w sposób kłamliwy robią z niego ofiara i niezgułę, ale prawdy nic mógł ujawnić. Byłoby to narażenie się całej klasie na długo a może i na zawsze. I wtedy wydarzyło się coś, co wszystkim dzieciakom pozostanie w pamięci. Z ławki wstała drobna dziewczynka, która należała do osób raczej nieśmiałych i patrząc pani prosto w oczy, głośno i spokojnie opowiedziała o wszystkim. Dziewczynka należała-jedyna zresztą z tej klasy - do gromady zuchowej. Tym większe było więc zaskoczenie. Za chwilę w klasie zawrzało. Jak to, zuch skarżypyta i donosiciel - nic może być - wykrzykiwali z ostatnich ławek. Dziewczynka jakby przeczuwała co w duchu wszyscy o niej myślą. Jeszcze raz wstała z ławki, odwróciła się przodem do klasy i powiedziała z godnością - Opowiedziałam prawdę i zrobiłam to w obronie poszkodowanego. Obowiązkiem zucha, to znaczy moim obowiązkiem, jest mówić prawdę. Wszystkim od razu zrobiło się lżej. A wy jak myślicie, co było lepsze--postępowanie dziewczynki, czy wcześniejsza solidarność klasowa?



...Wstecz/