...Wstecz/

Henryka Niemcowa
III Punkt Prawa Zucha - Miejsce na fotografię

Mama wróciła z wywiadówki przygnębiona. No, pewnie. Cztery razy urwałem się ze szkoły po drugiej lekcji i dostałem dwie jedynki. Mama nic nie mówi, tylko jest strasznie smutna. Czyta teraz bajkę Małgosi, ale od czasu do czasu obrzuca mnie bacznym spojrzeniem. Potem przygotuje kolację i położy siostrę spać. Wtedy zacznie sprawę ze mną. I co ja powiem? Przecież nie mogę wyznać całej prawdy, bo wtedy byłoby dopiero... Siedzę nad tym głupim równaniem z matematyki godzinę, ale cyfry przesłaniają mi na zmianę to niespokojna twarz mamy, to wykrzywiona grymasem twarz Scyzoryka, to uśmiechnięte jak u niemowlaka oczy Kapusia. I po raz nie wiadomo który, jak na filmie przesuwają mi się przed oczyma różne natrętne obrazy.Miesiąc temu w szkole była jakaś awaria i zwolnili nas wcześniej do domu. Wracałem sam, bo Grzesiek leżał chory, a Maciek pojechał do Poznania na pogrzeb babci. Zatrzymałem się po drodze, jak zwykle przy sklepie filatelistycznym. Ileż tam było nowości przy wystawie.
- Ty ! – usłyszałem nagle. Obejrzałem się i zobaczyłem uśmiechniętą twarz jasnowłosego chłopca o niebieskich oczach. – Zbierasz znaczki ?
- Uhu - powiedziałem
- Ja mam ich całe stosy. Trzech wujków siedzi za granicą, to przysyłają. Ale ja nie zbieram. Mogę ci je dać, chcesz? Piękne są!
- A co chcesz za nie ?
- Nic, po co mi one. Mówiłem ci, że nie zbieram. Chodź do mnie, weźmiesz sobie, jakie chcesz. No, chodź.
Zawahałem się. Mama nieraz mówiła, żebym nie chodził do nikogo obcego. Ale jaki to obcy? Taki sam chłopiec jak ja, no nie? No i zgodziłem się. Taka okazja. Chłopak plótł o tych znaczkach jak najęty. Minęliśmy kilka ulic, nawet nie uważałem jakich, tylko słuchałem jak głupi.
- To tu – powiedział wreszcie.
Weszliśmy do windy i wysiedliśmy na piątym piętrze. Zapukał trzy razy do jakiś drzwi, które natychmiast zamknęły się za nami. W środku było dwóch chłopaków dużo starszych i większych ode mnie.
- Cześć chłopaki – powitał mnie Wielki, z sianem na głowie.
– To ten ? – skrzywił się –
Nierozgarnięty jakiś.
Ja nierozgarnięty! Z matmy i z fizyki nie ma lepszego, z innych przedmiotów stoję nieźle... a ten mi tu ... Ale co go to obchodzi ?
- To pokaż te znaczki – zacząłem. Chciałem jak najszybciej wyjść, bo wcale mi się te chłopaki nie podobały.
- Jakie znaczki ? – spytał ten wysoki
- Zbajerowałem go na znaczki. A co mu miałem powiedzieć, że będziemy obrabiać samochód?! – odpowiedział Kapuś.
- Samo... – dalszy ciąg uwiązł mi w gardle. Odwróciłem się i chciałem dać nogę.
- Hola! A dokąd to pan szanowny? - odezwał się po raz pierwszy czarny jak Cygan chłopiec. Chcesz, żeby cię rodzona matka nie poznała, co?
- Nie! Nie! – nastraszył się.
- Scyzoryk, po co straszysz chłopaka – odezwał się niby dobrotliwie ten wielki.
– Zrobi, co mu się każe i pójdzie grzecznie do domu.
- To nic trudnego, wiesz? – zwrócił się do mnie.
– Będziesz stał na straży, czy kto nie idzie, a robotę wykonamy we dwóch. Ale jak piśniesz słowo, to ...
I od razu tego dnia poszliśmy „do roboty”. Wzdychałem, żeby nas ktoś nakrył, żeby pokazał się policjant, ale jak na złość wszystko poszło jakz płatka.
- Jak będzie znów trzeba, Kapuś przyjdzie pod szkołę i da ci cynk – powiedział mi przy rozstaniu Wielki
No i stąd wzięły się te moje cztery nieobecności w szkole. Byłem tak pochłonięty myślami, że nawet nie zauważyłem, kiedy mama położyła Małgosię spać i usiadła naprzeciw mnie przy stole.
- Nie masz nic do powiedzenia Krzysiu ?
Poderwałem się, al.  zaraz się opanowałem, bo przypominały mi się słowa Scyzoryka. Mama była taka ładna.
- Ja... ja się poprawię, mamusiu, naprawdę – wymamrotałem ze spuszczoną głową.
- Jestem pewna, że się poprawisz. Ale to nie tylko o to chodzi. Powiedz mi, jak to się stało i co się z tobą dzieje. Jesteś jakiś dziwny. Chyba masz do mnie zaufanie. Może masz jakieś trudności, kłopoty? – ciągnęła mama. Razem prędzej coś wymyślimy.
„A co tu można wymyślić?! Muszę tkwić w tym bagnie, dopóki...Chyba, że zdarzy się cud”
Mama przytulała mnie do siebie i pogłaskała po głowie. Wzruszenie zaczynało mnie dławić w gardle, ale przecież nie mogłem się zdradzić.
- Kocham ciebie synku i czuję, że cię coś gnębi. Powiedz mi. Przyrzekam, że nie będę się gniewała, żeby to było nie wiem co. Chyba jeszcze kochasz swoją mamę i nie chcesz jej martwić. Objąłem mamę mocno rękami, aby nie mogła mi spojrzeć w twarz i podniósłszy głowę, otwierałem oczy aż do bólu i mrugałem raz po raz, żeby łzy wpłynęły z powrotem do środka. Uspokoiłem się wreszcie, pocałowałem mamę w rękę i przyrzekam, że nie będę więcej wagarował i poprawię jedynkę.
Ale we wtorek przyszedł Kapuś i zapowiedział, że w środę idziemy na skok. A w środę zdarzył się cud. Małgosia była akurat u koleżanki na urodzinach, mama prasowała bieliznę, a ja walczyłem z rozpaczliwymi myślami i usiłowałem odrobić lekcje. Ciszę przerwał gong do drzwi. Skoczyłem ochoczo, otworzyłem drzwi i ... nogi załamały się pode mną. Na progu stał dzielnicowy. Od razu zauważył, że ze mną coś nie tak.
- A cóż to kawaler taki wystraszony? Może ma coś na sumieniu, co?
- Nie, tylko.... – szukałem gorączkowo wykrętu. – Zemdliło mnie po budyniu.
Mama spojrzała na mnie zdziwiona, przecież dziś nie było żadnego budyniu. Ale nic nie powiedziała tylko zaprosiła dzielnicowego do pokoju. - Mam sprawę do ciebie chłopcze. – Poszperał w torbie, wyjął opatrzony okrągłymi pieczątkami papier, rozłożył go i podsunął mi pod oczy. – Znasz ich, prawda? Nie próbuj zaprzeczać, bo szedłem wczoraj za tobą, jak urwałeś się po drugiej lekcji i wszystko widziałem. Pozwoliłem ci wrócić do domu, a tamtych zabrałem na komisariat. Pójdą do poprawczaka. Mają na swoim koncie kilkanaście rabunków. Wyjechał im taki jeden do innego miasta, to zwerbowali ciebie na wartownika. Siedziałem nieporuszony jak słup i nie mogłem oderwać oczu od papieru. Widniały na nim naklejone zdjęcia Wielkiego, Scyzoryka i Kapusia, a obok podpisy: Wojciech K., lat 16, uczeń Szkoły Zawodowej Nr..... Karol N, lat 16, uczeń Technikum Mechanicznego Nr ..... Łukasz K., lat 13, uczeń Szkoły Podstawowej Nr .... Pod spodem była przygotowana ramka na czwarte zdjęcie i wolne miejsce na podpisy. Wiedziałem, że to miejsce było przygotowane dla mnie. Dzielnicowy nie miał fotografii, więc po nią przyszedł. No i po mnie oczywiście. Niech się dzieje, co chce. Dobrze, że już koniec z tymi wypadami i kłamstwami. i że mamie nic nie grozi. Trzeba odbyć karę, trudno. Mama się zmartwi, ale lepsze to, niż bym miał chodzić z pokiereszowaną przez Scyzoryka twarzą ... Ale co to ? Dzielnicowy już wychodzi i to beze mnie. Wyciąga do mnie rękę jak do dorosłego. - My ślę, że ta nauczka ci wystarczy. I na drugi raz będziesz ostrożniejszy. Do widzenia. Nie wiem, jak znalazłem się w objęciach mamy. Oszołomiony i szczęśliwy opowiedziałem jej wszystko, co mi się przytrafiło



...Wstecz/