...Wstecz/

Małgorzata Musierowicz
II Punkt Prawa Zucha - Boję się

Ja wszystkiego się boję. Psa na przykład się boję, bo tak okropnie szczeka i ma rozgniewane oczy. Albo wróbelka, który wypadł z gniazda i tak piszczy, a ja nie wiem co robić – i płaczę. Boję się, jak milicjant wchodzi do naszej bramy. Pani w zerówce się boję. Ona krzyczy, że zaraz oszaleje. Nie wiem, co trzeba robić, jak ktoś oszaleje. Dzwonić na pogotowie, czy co? Boję się czołgów i odrzutowców. I bardzo się boję tego wielkiego Grzegorza z piątego piętra.
On jest strasznie silny i lubi dokuczać małym dzieciom, a nawet bić. Ja też jestem mała i mam warkocze.
To on zawsze mnie dogoni i ciągnie za włosy albo szturcha pięścią. Ja nie tego się boję, że to boli , tylko tego,
że on jest taki zły. Dziś niedziela. Na obiad było mięso. Mama nie chciała jeść, bo ona mięsa zupełnie nie lubi. To ja też powiedziałam, że nie lubię. Bo było twarde i nie mogłam pogryźć. Tatuś bardzo się rozgniewał i krzyknął: „Nie doprowadzaj mnie do rozpaczy” i uderzył pięścią w stół. Ja się popłakałam.Już nic całkiem nie mogłam jeść i za karę aż do szóstej musiałam siedzieć w domu. Na dworze było słońce i dzieci się bawiły. A ja siedziałam w pokoju i rysowałam smutne rysunki.Myślałam sobie, że wszystko jedno, jak bym wyszła, to i tak nikt się ze mną nie bawi. Dlatego, że ja się wszystkiego boję, a dzieci tego nie lubią. Mówią, że jestem tchórz Ale o szóstej, kiedy mama powiedziała, żebym biegła na podwórko, pobiegłam. Dzieci już nie było. Usiadłam sobie przy piaskownicy i było mi smutno. Z tego smutku zaczęłam przesypywać piasek. Najpierw usypałam małą górkę, potem większą. I pomyślałem, że dobrze by było zbudować wielki zamek. Nie chciałam iść do domu po łopatkę, więc wyszukałam starą dachówkę, puszkę blaszaną i patyk. Tą puszką usypałam wielką górę, a dachówką przyklepałam boki. A potem patykiem zrobiłam drzwi i okna, i przejście podziemne. Zbudowałam trzy wielkie wieże i obłożyłam ściany kamykami. I ustawiłam płot z patyczków i zrobiłam ogród z trawek i gałęzi. Popatrzyłam na ten mój zamek i nie wydawał mi się jeszcze skończony. Dobudowałam mu jeszcze jeden mur i domek dla ogrodnika, i zaczęłam kopać forsę. Kopałam i budowałam, i sypałam ten piach, aż nagle w telewizji skończyła się Pszczółka Maja i dzieci wyszły na podwórko. Przyszedł ten mały Pawełek z parteru i przyszła Basia w czerwonym skafandrze. Przyszedł Andrzej w okularach, co zawsze chodzi z rowerem i jeszcze przybiegł Kuba z piłką i rakietą. I powiedział: „Ojej! Patrzcie jaki fajny zamek zrobiła Ania” – Ania to ja ! Było mi przyjemnie i wesoło. Wszystkie dzieci oglądały mój zamek i mówiły, że jest piękny i wspaniały. Potem Basia pobiegła do domu po wiaderko z wodą i spryskaliśmy ściany zamku, bo już trochę zaczynał wysychać. Nawet Andrzej zostawił swój rower i powiedział, że trzeba nalać wody do fosy, to zamek nie wyschnie tak szybko. Może nawet utrzyma się kilka dni. Tylko trzeba wyłożyć fosę kamykami, żeby woda nie wsiąkała, zabraliśmy się do roboty. Nazbieraliśmy kamyków i wyłożyliśmy fosę. Pawełek przyniósł w wiaderku wody, a Andrzej wykopał kanały i woda spływała do jeziorka. Było ślicznie! Wszyscy tak ładnie się bawiliśmy i nikt nie kłócił się z nikim. Słońce jeszcze świeciło, piasek był ciepły i żółciutki, a woda błyszcząca. Jak już wszystko było gotowe, to usiedliśmy sobie wszyscy na brzegu piaskownicy. Patrzyliśmy na nasz piękny zamek i jedliśmy dropsy miętowe. Były takie dobre,
że aż się zdziwiłam, bo ja miętowych nie lubię. Aż tu nagle przychodzi Grzegorz, ten wielki z piątego piętra. Od razu wiedzieliśmy, że on wszystko popsuje. Bałam się, że on na pewno zaraz zburzy nasz zamek. Ale nie. Stanął obok piaskownicy i nic nie mówił, tylko jadł chleb z serem. Jego cień zasłonił nasz zamek i woda już nie błyszczała. Wszyscy siedzieliśmy cicho i nie mówiliśmy, bo Grzegorza lepiej nie zaczepiać. Może się znudzi i pójdzie. Ale nie.
Stał i jadł, aż Kuba pierwszy nie wytrzymał i mówi : - Cześć Grzegorz ! Grzegorz na niego spojrzał i nic nie powiedział... To Kuba znowu wystraszony mówi: - Ale ładny zamek, co ? A Grzegorz połknął swój chleb i powiedział : - Do diabła ! Bawią się kupą błota, smarkacze! Odwrócił się, a kiedy odchodził, to jeszcze kopnął wieżę. Od razu zwalił się cały środek zamku. Wszystkie dzieci aż krzyknęły, a on się zaśmiał i poszedł. Ja płakałam najbardziej, bo Basia jest dzielniejsza, a chłopcy nie płakali wcale, z wyjątkiem Pawełka. Andrzej powiedział, że ten drań jeszcze popamięta. Chwycił kawałek dachówki i zaczął poprawiać zamek, zaraz też wszyscy zabrali się do pracy i klepali piasek, kopali i sypali i bardzo szybko naprawiliśmy, co Grzegorz popsuł.Ledwie naprawiliśmy, on już był z powrotem. W ręce miał nowy kawałek chleba. „No co, mówi, wy krety, znów się w piasku grzebiecie, zostawcie to lepiej, bo i tak wam zepsuję. Wynocha stąd, mówi, idźcie do domu, ja tu sobie posiedzę i wypalę papierosa.” Na to Andrzej walnął dachówką,
aż pękła na pół i krzyczy: „A my nie pójdziemy! My chcemy się jeszcze bawić! Piaskownica jest dla dzieci! To ty sobie idź.” Grzegorz popatrzył na Andrzeja tak dziwnie, a potem powoli odłożył swój chleb na ławkę. Zaczęłam się trząść ze strachu. Bardzo się boję, jak ktoś ma takie złe oczy. Zawsze uciekam. Bałam się o Andrzeja. Przysunęłam się bliżej i wzięłam go za rękę. Grzegorz jest wielki, mocny i chodzi do technikum. A Andrzej do drugiej klasy. Bardzo bałam się o Andrzeja, więc się jeszcze przysunęłam i jeszcze mocniej ścisnęłam jego rękę. Grzegorz popatrzył nagle na mnie tymi oczami i się zezłościł. - A ty co, mała ? Spadaj, bo i ty dostaniesz. I zamachnął się, ale nie uderzył, tylko mówi : - Wynocha, ale już! Ostatni raz wam mówię! No i nie wiem, jak to było, ale nagle wszystkie dzieci stanęły obok nas i wzięły się za ręce. Staliśmy tak obok siebie i trzymaliśmy się za ręce i nikt nic nie mówił. Tylko patrzyliśmy na tego Grzegorza i zasłanialiśmy przed nim nasz zamek. Grzegorz, zdziwiony, patrzył na nas i nic nie mówił, a my stoimy. - Co jest ? Pyta wreszcie A my nic. Ani słowa. Tylko wszyscy na niego patrzymy. - No co się tak patrzycie! – wrzasnął Grzegorz, a na to ja się odezwałam, sama nie wiem dlaczego i mówię : -„ Nie rycz tak, bo ci majtki zlecą.” Jak to powiedziałam, to się przestraszyłam. Grzegorz stał nade mną i patrzył zdziwiony, a minę miał taką, jak nie wiem co. Myślał, że mnie uderzy i zamknęłam oczy. Kuba wrzasnął : - O, patrzcie, już mu spadają! – i wszystkie dzieci zaczęły się śmiać i ja z nimi, bo ten głupi Grzegorz myślał, że mu naprawdę spadają majtki, i zaczął sobie oglądać nogi. Przewracaliśmy się ze śmiechu i nagle on splunął i sobie poszedł, a my śmialiśmy się głośniej, bo pokonaliśmy głupiego Grzegorza. Potem z okien bloku rozlegała się prognoza pogody i mamy zaczęły wołać, żeby wracać do domu. - To idziemy, powiedział Andrzej. A na to Basia : - A zamek? Jak go zostawimy, to Grzegorz go zburzy.
A ja na to: - E tam, niech sobie zburzy. No bo rzeczywiście, to tylko kupa piachu. To wcale nie jest ważne. Ważne jest, żebyśmy byli odważni. I ważne, że teraz już jesteśmy razem. Teraz jest już wieczór. Całkiem ciemno. Leżę w łóżku i słucham, jak budzik tyka. Jeszcze trochę się boję różnych rzeczy (na przykład ciemności) Ale już o wiele, wiele mniej.

...Wstecz/